wtorek, 20 sierpnia 2013

   Z racji tego, że nie bardzo mam wenę zwracam się do was z prośbą o wasze pomysły. Blog ma już ponad 500 wyświetleń, a obserwuje mnie około 75 osób (coś mi się znowu popsuło i na głównej pokazuje, że tylko trzy). Sądzę więc, że razem na coś wpadniemy. Piszcie swoje pomysły na postaci, charaktery, miejsca, wydarzenia, dzielcie się opiniami - o to was proszę.
   Chcę wiedzieć co wam się podoba, a co nie. Jestem ciekawa. Ciekawość - grzech, wiem.

rogalik4@interia.pl

   Możecie też napisać tylko po to aby zapytać co u mnie. Będzie mi bardzo miło :) 
Ale pamiętajcie, że nie zawsze mam dobry humor. 
   Na meila będę zaglądać często i postaram się odpowiadać wszystkim.

A teraz zapraszam na rozdział,
M.



*******************************************


Rozdział IV.

Za zasłoną



,,Facilis Descensus Averni''



   Riv pędził krętymi uliczkami tak szybko, że bałam się poruszyć. Bałam się zrobić cokolwiek. Bałam się, że nas zabije. Ale, cóż, od teraz byłam wampirem. Co prawda nie w pełni, ale istoty nocy wyczuwały mnie jako wampira. 
   Właśnie skręciliśmy w ulicę, przy której mieścił się piękny budynek zwany teatrem. Riv wjechał do małego zaułka pomiędzy nim, a jakimś domem mieszkalnym, z którego dochodziła głośna muzyka i zaparkował. Zsiedliśmy, a on schował kaski i spojrzał na mnie taksująco po czym odgarnął mi z twarzy zabłąkany kosmyk włosów.
   - Bądź pewna siebie. Tam, gdzie idziemy jest pełno istot zza zasłony. Zza zasłony, której ludzie nie potrafią unieść i zobaczyć co się pod nią kryje.
   Nic więcej nie powiedział, a ja nie pytałam. Szłam za nim potulnie do tylnego obskurnego wejścia. Metalowe drzwi z zardzewiałymi zawiasami pokryte graffiti nie wyglądały zachęcająco, ale on niezrażony podszedł do nich i zastukał trzy razy.
   Minęło kilka minut, które zdawały się wiecznością. W końcu coś zaszurało i wejście uchyliło się o milimetry.
   - Kto? - Głos był skrzeczący i przytłumiony. I z pewnością nie należało do człowieka.
   - Dzieci Krwi. - Odpowiedział Riv pewnym głosem.
   - Ile? - Zaskrzeczał znowu głos.
   - Dwoje.
   Drzwi otworzyły się szerzej ukazując wysoką lekko przygarbioną postać o wyglądzie szczura. Tak, szczura. Nie, to stwierdzenie nie było żartem. Głos dochodził z gardła o dziwnie skrzywionym przełyku i wystających kościach kręgowych. Głowa miała kształt czaszki szczura z tą różnicą, że była dużo większa i nie miała skóry ani sierści. Sama czaszka. Wąsy poruszały się w tę i z powrotem badając powietrze. Owa postać była ubrana w postrzępione spodnie i szary zniszczony prochowiec. Najgorsze były jednak puste oczodoły, z których wyzierała czarna bezkresna pustka. Mimo braku oczu czułam na sobie jego spojrzenie.
   Upiorne - pomyślałam. Jednak towarzyszący mi chłopak popatrzył na stwora obojętnie i poszedł długim ciemnym korytarzem w stronę starych obdrapanych drzwi z napisem ,,Poziom dolny". Otworzył je, a potem zamknął za nami.
   Stałam oniemiała patrząc na wysokie szklane sklepienie teatru. Dzięki ostremu wzrokowi widziałam wyraźnie złote żyłki w inkrustowanym szkle dachu i zardzewiałe gwoździe konstrukcji. Miałam jednak pewność, że nie spadnie nam ona na głowy.
   - Jest wzmocniona magią. -  objaśnił Riv.
   Nie odpowiedziałam. Zachwycona wodziłam wzrokiem rzędu do rzędu przyglądając się z nową ostrością wszystkiemu co tylko się nawinie: czerwonym wyściełanym siedzeniom na oparciach, które oznaczały złote numerki, tak, aby goście wiedzieli gdzie mają usiąść. Odwróciłam się w prawo i ujrzałam wysoką na sześć metrów scenę, która lśniła delikatnie, odbijając światło sączące się przez szklany sufit. Czerwone aksamitne kotary w małe złote gwiazdki układały się zachęcająco, prosząco. Poczułam pragnienie by je rozchylić i sprawdzić jak wyglądają tutejsze kulisy.
   Za nami uchyliły się te same drzwi. W progu stanął ten sam szczuronieszczur*, który powitał nas na początku. Szedł szybko, pewnie, z gracją. Zmierzał prosto na mnie. Zastygłam w bezruchu bo cóż innego mogłam zrobić? Nie miałam pojęcia o walce. A może miałam?
   Stwór stanął przede mną i z zaskakującą łagodnością oferował mi swe ramię. Już nie był przerażający. Widziałam teraz istotę potępioną, która nie zasłużyła całkiem na ten los. Czerń ziejąca z pustych oczodołów rozwiała się, czy tylko mi się wydawało?
   Przyjęłam ramię na co on uśmiechnął się lekko. O ile możliwe jest uśmiechanie się bez ust, a co dopiero mięśni twarzy. Jego szczęka drgała choć nie trzymały jej żadne ścięgna ani nic innego.
   - Mam na imię Leniusz, ale może się do mnie panienka zwracać Len - wyjaśnił przyjemnym lecz nadal dość szorstkim głosem.
   - Jestem Mara, nie panienka, Lenie - wymamrotałam zakłopotana potem jednak spoważniałam.
   Szliśmy szybko, niemal biegliśmy. Przez cały czas starałam się nie myśleć o kościach ramienia Lena wbijających się w moje ciało.
   Kiedy wreszcie przemierzyliśmy całą salę dookoła zatrzymaliśmy się w tym samym miejscu co wcześniej.
   Spojrzałam na Riva pytająco.
   - W podłodze są ukryte mechanizmy, które reagują na dotyk stóp gości i przewodnika. - wyjaśnił. - Jeśli nie zostaną uruchomione prawidłowo możemy przypłacić to życiem.
   Och.
   Milczący nadal Len poprowadził nas wzdłuż sceny i pomógł mi wejść po stromych schodkach. Sama dałabym radę, ale niegrzecznie byłoby odmawiać pomocy istocie o dwudziestu centymetrowych siekaczach.
   Kiedy byliśmy już na górze odsłonił kurtynę zapraszając nas gestem do środka i dalej w stronę garderób gwiazd. Ta, do której weszliśmy miała na drzwiach platynową gwiazdę skrzącą się jakby własnym światłem w ciemności. Za drzwiami czekało to, czego spodziewałabym się po zwyczajnej garderobie: toaletka z rzeźbionym krzesłem zastawiona przeróżnymi kosmetykami, piórkami i wachlarzami, leżanka i kilka foteli, duże lustro, szafa ze strojami i piękne maski wiszące to tu to tam. Intrygujący był tylko brak światła.
   Ja i Riv jako wampiry widzieliśmy w ciemnościach znakomicie, ale ktoś, kto nie posiada oczu? Zaintrygowana przyjrzałam się Lenowi i zauważyłam ledwie dostrzegalny ruch wibrysów** na jego pysku.         Domyślałam się już, jak daje sobie radę w takich okolicznościach.
   Len podszedł do ściany naprzeciw drzwi i...pchnął ją? Ku mojemu zdziwieniu ściana ustąpiła, wycofała się i ukazała małe prostokątne przejście. Riv ruszył przodem. Jako, że miał on ponad metr osiemdziesiąt musiał wchodzić przez wejście w kucki. Po chwili wahania podążyłam jego śladem. Usłyszałam jeszcze tylko dźwięk zamykanych za nami drzwi i starałam się nie panikować.
   Podążając dalej testowałam nowo nabyty wzrok. Musiałam przyznać, że to całkiem przydatna umiejętność. Chyba, że ktoś lubi wpadać na ścianę, co, zdarzyłoby mi się zapewne więcej niż kilka razy, gdybym jej nie posiadała.
   W małym, niemal klaustrofobicznym, korytarzyku nie było niczego. Jedynie kilka kratek wentylacyjnych na niskim suficie i mnóstwo pajęczyn. Ja jednak niezrażona podążałam dalej wsłuchując się uważnie w stukot butów mojego towarzysza.
   Po kilku minutach zapadła cisza i pojawiło się światło. Było tak oślepiające i jasne, że moje oczy zaczęły łzawić.
   - Już prawie jesteśmy. - szepnął Riv w bliżej nieokreślonym miejscu.
   Przesunęłam się w stronę blasku pod powiekami. Ktoś chwycił moją dłoń i pokierował do trzech małych stopni u wylotu przejścia.
   Rzadkie, zimne powietrze zastąpiły gorące podmuchy chłostające moją twarz. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się.
   Staliśmy w małym prostokątnym pomieszczeniu o ścianach koloru wyblakłego różu. Na ścianie przed nami tkwiła duża czarna zasłona lekko przeżarta przez mole. Nad nią błyszczał czerwony neon "Za Zasłoną".
   - Oryginalna nazwa. - Mruknęłam pod nosem.
   - Chodźmy. - Wyczułam zniecierpliwienie nie tylko w jego głosie, ale też gestach. Mocno złapał zniszczoną zasłonę i jednym płynnym ruchem otworzył dla nas wejście do innego świata.

 
                                                                    ***


   Stanęłam jak osłupiała. Spodziewałam się czegoś innego.
   Ja i Riv staliśmy u wejścia klubu "Za Zasłoną" powoli badając wzrokiem pomieszczenie. Przynajmniej ja, on wyglądał jakby po bardzo długiej nieobecności wreszcie trafił do domu. Ciekawe jak to jest - mieć dom.
   Sala, na którą patrzyliśmy miała dwa poziomy. Na parterze mieścił się duży parkiet, a na nim mnóstwo tancerzy zatraconych w muzyce, upojonych bliskością. Ich ciała poruszały się w rytm natarczywego beat'u.
   Po prawej znajdował się bar, zza którego uśmiechnął się do mnie rudowłosy chłopak bez oka i jego towarzyszka - dziewczyna o ramionach pokrytych opalizującymi łuskami.
   Na przeciw baru mieścił się stół DJ'a, który patrzył niewidzącym wzrokiem gdzieś w tłum, przerywał tylko na kolejny łyk napoju z czerwonej puszki i od czasu do czasu zmieniał piosenkę.
   To, co znajdowało się w owej puszce z pewnością nie było zwykłą Pepsi.
   Ściany pierwszego poziomu były pokryte wszelkiego rodzaju świecidełkami odbijającymi światła płynące z góry. Od słodkiego różu, przez kanarkową żółć po jadowitą zieleń.
   Te światła hipnotyzowały, kusiły swą głębią i nasyceniem, ale czułam, że jeśli zacznę tańczyć, jeśli poddam się temu, mogę już nie wrócić.
   Riv szturchnął mnie łokciem, a kiedy na niego spojrzałam wskazał palcem górny poziom. Był on czymś w rodzaju pół piętra, na które prowadziły spiralne schody. Wystrój tam był całkowicie inny, niż ten niżej.
   W ścianach znajdowały się kinkiety świecące złotawym blaskiem, który przypominał słoneczne promienie. Wszędzie też były rzeźby cierpiących kobiet i mężczyzn. Moją uwagę przykuła podobizna kochanków: kobiety trzymającej partnera ze sztyletem wbitym głęboko w pierś. Biały marmur wydał mi się nagle niezwykle realistyczny. Niemalże czułam cierpienie tych dwojga. Czym zasłużyli sobie na taki los?
   Resztę pomieszczenia o białych ścianach zajmowały stoły z przystawkami i napojami, wszędzie wokół kręcili się goście. Wszyscy wyglądali zaskakująco młodo. Rozmawiali, śmiali się, żartowali i jedli kompletnie nie zwracając uwagi na wydarzenia w dole.
   Riv pociągnął mnie w stronę schodów. Nie spodziewałam się tak ciepłego powitania. Oczywiście, nie było one kierowane do mnie, lecz do mojego towarzysza.
   Podchodzili do niego wszyscy zebrani, poklepywali po plecach, ściskali dłonie, kobiety chichotały, a panowie pomrukiwali z aprobatą.
   Oczywiste było, że jest kimś ważnym. Nie pytałam, czekałam cierpliwie aż sam uzna za stosowne aby mnie wtajemniczyć.
   W pewnej chwili podeszła do nas nietypowa para: wilkołak i elfka. Z tego co wyczytałam elfy to łagodne, żyjące w zgodzie z naturą stworzenia, a wilkołaki są nieokrzesane i dzikie. Oba gatunki nie pałają do siebie zbyt ciepłymi uczuciami.
   Dziewczyna, elfka, była średniej postury, smukła i piękna. Ciemne oczy wyraźnie kontrastowały z cerą koloru kości słoniowej. A długie, lśniące mahoniowym brązem loki opadały kaskadą na szczupłe ramiona.
   Ubrana była w prostą czarną sukienkę i czarne trampki. Połączenie to wydało mi się tak inne, że natychmiast polubiłam dziewczynę.
   Jej partner wydał mi się natomiast dziwnie odpychający, nie przez odór alkoholu i krwi.
   To było coś innego...
   Chłopak był wysoki, o symetrycznych rysach i głęboko osadzonych jasnoniebieskich oczach. Blond włosy do ramion kręciły się figlarnie przy końcach, a przydługa grzywka wiecznie opadała na czoło. Ubrany był w białą koszulę z rękawami podwiniętymi do łokci, proste czarne spodnie i czarne pastowane buty.
   Patrzył na mnie tak, jakby właśnie odkrył coś przyklejonego do podeszwy jednego z nich.
   - Riv, przyjacielu. Ile to już lat? - zapytał nieznajomy bełkocząc.
   - Sześć dni. Tylko sześć dni. - odpowiedział ten ze śmiechem. - Ile wypiłeś?
   - We wtorek dwa-a, w środę może cztery... - Wilkołak nie dokończył swojej wypowiedzi gdyż jego ciałem wstrząsnęły torsje. Rozejrzał się i zwymiotował do pobliskiej doniczki. Szkoda mi było nieszczęsnej rośliny.
   - Przyjacielu, dziś jest niedziela. - Riv wyglądał na urażonego. - Nie ma mnie tylko sześć dni, a ty znowu pijesz.
   - Kim... Kim jest twoja mała towarzyszka? - Niby to zapytał, niby czknął wilkołak.
   - Mara. Nie miło mi. - oznajmiłam z udawaną słodyczą. Nie chciałam być niemiła, po prostu tak na mnie działał.
   Wilkołak spojrzał na mnie spod byka i pociągnął kolejny łyk z fioletowej puszki, którą dopiero teraz zauważyłam w jego dłoni.
   - Co to jest? - Wskazałam naczynie.
   Chłopak spojrzał na puszkę tak, jakby widział ją pierwszy raz w życiu i dopiero po kilku sekundach mózg przesłał ledwie sklecone słowa wyjaśnienia do ust i języka.
   - To? - zapytał retorycznie. - To jest napój Bogów skarbie.
   Wziął kolejny łyk, odwrócił się na pięcie i dumnym krokiem pomaszerował do, i tak zmaltretowanej już, roślinki.
   - Musisz mu wybaczyć. Na ogół taki nie jest - powiedziała do mnie elfka.
   - Oczywiście, że nie jest. Jest gorszy - odpowiedział jej Riv.
   W milczeniu staliśmy patrząc na plecy wymiotującego wilkołaka. Riv wymamrotał coś w stylu "zaraz zwróci żołądek" na co ja dodałam:
   - Myślę, że jest dopiero przy prawym płucu.
   Zaśmialiśmy się zgodnie, lecz bez wesołości.
   - Właściwie nie znam twojego imienia - zwróciłam się do elfiej dziewczyny.
   - Carolyn. - Już otwierałam usta aby powiedzieć, że jest piękne, ale ona zbyła moje słowa machnięciem ręki. - Daruj sobie wymuszone grzeczności - potem dodała łagodniej - To imię jest tylko złym wspomnieniem, które powraca do mnie gdy tylko je słyszę. Nazywaj mnie Lyn.
   - Jak sobie życzysz - mój głos był bezbarwny. Wiedziałam, że nie zniesie współczucia.
   Ta tylko skinęła głową.
   - Oprowadzić cię? - zwróciła się do mnie. - Riv, czy byłbyś łaskaw doprowadzić Paul'a do stanu używalności?
   - Znowu ja? Ja byłem ostatnim razem. - jęknął pod naporem jej spojrzenia. - Dobra, ale stawiasz mi Hannibala.
  Lyn skinęła głową i ruszyła naprzód nie oglądając się na mnie. Dogoniłam ją i zapytałam:
  - Hannibala?
  - Krwawy Hannibal. To tutejszy drink, a dokładniej whiskey mieszana z krwią - wyjaśniła - Przysmak wampirów. Ja osobiście polecam Spłoszoną łanię. Każda zawiera co innego, ale nie znajdziesz tam krwi, wody morskiej czy surowego mięsa. Taka rada. - Mrugnęła do mnie.
   - Dzięki - powiedziałam. - Zapamiętam.
   Naszą rozmowę przerwał krzyk. Czerwonowłosa kobieta drżąc na całym ciele wskazywała palcem kogoś w tłumie. Wskazywała mnie.
   - Mieszaniec! - krzyczała raz po raz.
   Uwaga wszystkich skupiła się na mnie. Poczułam w dłoni coś twardego. Nóż. Za mną stał Paul, wyglądał o wiele lepiej. Marszczył groźnie brwi.
   - Użyj go tylko w ostateczności - szepnął mi do ucha po czym zawrócił i odszedł.
   Znów skupiłam się na tłumie. Błysnęła stal. Czerwonowłosa ruszyła na mnie z toporem w ręce.
   Powoli.
   Delektując się moim strachem.

 ***

   Zheida po raz kolejny przeglądała się w lustrze, na co Dawid patrzył bezradnie. Jak to służący. Pstryknęła na niego palcami, a on podał jej kolejną koszulę.
   Odchrząknęła wymownie. Służący odwrócił się, a ona wskoczyła w materiał lekki jak puch. Bluzka miała głęboki dekolt w kształcie litery V i ciasne wcięcie w talii. Zheida wiedziała, że wszyscy patrzą na nią z mieszaniną podziwu i strachu. Chciała budzić te uczucia. 
   Kolejnym pstryknięciem przywołała Dawida. 
   - I jak? - zapytała.
   - Wyglądasz cudownie pani. - odparł ten mechanicznie.
   - Och, mój drogi - palcem uniosła jego podbródek, ten jednak nawet nie mrugnął okiem - znasz przecież inne słowa godne mojej urody.
   Chłopak skrzywił się nieznacznie.
  - Wyglądasz niezwykle olśniewająco, o pani. - W jego głosie dało się usłyszeć leciutką nutę obrzydzenia.
  Zheida ją zignorowała ciesząc się z komplementu, choćby wymuszonego.
  - Twoje oczy mnie denerwują - Rzuciła mu spojrzenie spod przymrużonych powiek. - Zrób coś z nimi.
  - Co, pani?
  - Niech wyglądają na ludzkie. I zrób sobie normalne zęby. Te są odpychające.
    Zheida zdawała sobie sprawę z tego, że zachowuje się jak rozpieszczona nastolatka, ale od lat starała się zirytować służącego. Bez powodzenia. 
   Dawid miał niezwykłą cierpliwość. Czasem miała wrażenie, że jest kamieniem.
  - Pani, jeśli mogę zapytać - odezwał się sługa - Gdzie jest panna Mara?
  - Mówisz tylko o niej - Chłopak wbił wzrok w podłogę - Od razu ci mówię, wybij ją sobie jej duszę z głowy. Jest mi potrzebna, ale obiecuję, że kiedy z nią skończę, podzielę się z tobą.
  Dawid milczał. Zheida zamruczała z zadowolenia i pstryknęła palcami, ten podał jej następną koszulę.











******************
Facilis Descensus Averni - Łatwe jest zejście do piekieł
*szczuronieszczur - określenie wymyślone przez Lennor. Dziękuję :)
**wibrysy - Te niesamowite wąsy czuciowe pozwalają na bezbłędną ocenę przestrzeni, dzięki czemu zwierzęta mogą bezpiecznie poruszać się w warunkach zupełnej ciemności.












 






3 komentarze:

  1. coś krótko tym razem...
    zdecydowanie wielbię Twoją wyobraźnię i opisy ;D szczuronieszcur wydał mi się bardzo sympatycznym stworzeniem, które z chęcią przyjęłabym do swojego domu ^^
    przeraża mnie trochę to, że Mara jest czymś w rodzaju kameleona. to tyle ode mnie ;)
    do następnego! ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. W końcu udało mi się przeczytać do końca :) ciągle coą mnie odrywało lub nie miałam czasu :/ Powiem że opowiadanie intrygujące i wciągające :) tylko ubolewam nad jedną rzeczą. Dlaczego rozdziały są w tak długaśnych odstępach?! Cioteczko wiedz że mnie bardzo denerwuje długie oczekiwanie. Baaaardzo. Jeśli chcesz utrzymać mnie jako czytelniczkę i nie tylko mnie, bo jestem pewna, że inni czytelnicy zgodzą się ze mną, musisz pisać częściej, naprawdę częściej, bo od maja zaledwie 4 rozdziały to naprawdę mało, więc proszę pisz pisz i jeszcze raz pisz

    Znalazłam błąd:

    "- Chodźmy. - Wyczółam zniecierpliwienie w jego głosie, ale też gestach. Mocno złapał zniszczoną zasłonę i jednym płynnym ruchem otworzył dla nas wejście do innego świata."

    po pierwsze wyczułam pisze się przez "u" po drugie dobrze by było żebyś dodała kto to mówi, bo nie za bardzo jest jasne

    A i jeszcze jedna rzecz. Jak wymieniałaś nazwy ras które dały coś od siebie naszej Marze, to nie wyjaśniłaś gwiazdką co to jest za rasa, tej co zdradziła, później było napisane że to chochliki, ale czytając to nie wiedziałam i zachodziłam w głowę co to może być, nie wszyscy muszą wiedzieć takie rzeczy wiesz? :P więc dobrze by było, jakbyś pisała takie wyjaśnienia do trudniejszych wyrazów :)

    No więc to chyba tyle co mam do powiedzenia. Pisz szybciej o doczekać się nie mogę

    Twoja

    Tooyaa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aj. Narobiłam błędów. Aj. Oczywiście postaram się pisać częściej, ale jest jeszcze szkoła. Niestety. Cóż poradzić.
      Dziękuję ci też za opinię i wiedz, że me serce się raduje na wieść, że ci się podoba.

      Usuń